Po pobycie w Grecji postanowiliśmy pojechać do Trogiru w Chorwacji przez Albanię. Tam spędziliśmy cały dzień. Można długo opowiadać. Albania przywitała nas łąkami i wzgórzami oraz drogami bez asfaltu. Zmuszeni byliśmy jechać 20 km/h. Dzięki temu zobaczyliśmy wiele. Na każdym skrzyżowaniu stał policjant, zresztą często mijaliśmy policję, w oldschoolowych pojazdach. Prawie wcale nie było znaków, to samo z sygnalizacją świetlną. Po ulicy dużego miasta spacerowała krowa, po drugiej stronie druga. Nigdy nie widziałam tylu osiołków, co tam. Ale ciężko pracują, biedactwa...Dzieci sprzedają przy drodze owoce w bardzo małych ilościach, prosząco. Przy drodze są małe rzeźnie, gdzie wiszą na słońcu półtusze, a obok nich w kolejce przy martwych koleżankach stoi, przywiązana na krótkim sznurku krowa. Szok! To samo było z kozami. Widok straszny. Na przeciwko kurortów są slumsy, gdzie domy zbudowane są z tektury, a obok nich zamiast drzew są wielkie kopy plastikowych butelek, razem ze sobą powiązanych. W kinie nowością jest Śnieżka. W toalecie, do której zmuszona byłam wejść nie było wody, ale za to zauważyłam duże opakowanie pasty bhp. Góry, góry i jeszcze raz góry, białe kamienie na drodze, babcia na wózku, który prowadzi osiołek, taka jest dla mnie Albania. Kilka zdjęć.
Przez Czarnogórę przejeżdżaliśmy w nocy, było pięknie i wręcz bajkowo.
Nasze wakacje skończyliśmy w Kašteli. Mieliśmy apartament 3 minuty od morza. Rano siedząc na tarasie zjadaliśmy figi (niestety mnie uczulają). Udało nam się zwiedzić stare miasto w Trogirze i Splicie. Było genialnie, gdy w masce podglądałam ryby, rośliny, muszle.
Trogir.
Kaštela.
Widok z tarasu.
Split.
W Chorwacji było dla mnie za dużo ludzi, może dlatego, że cały rok pracuję w hałasie i z dużą ilością małych ludzi. Wracam z tęsknota do Grecji, do Lefkady. Mam przygotowany ostatni wpis z miasteczka i wyspy.
Kto wytrzymał to wszystko, ten jest wielki. Dziękuję za uwagę. Miło wrócić do tamtych miejsc.
Pozdrawiam i uśmiecham się do Was, szczególnie do komentujących, buziaki.
Jaśminowasia